டிபெடன் மியூசிக்

one of my old texts
Tybet i jego spuścizna kultury duchowej to sprawa niezwykła. Na długo przed tym jak Tybet stał się krajem buddyzmu wadżrajany i mahajany był ojczyzną religii bon, zawierającej w sobie elementy szamanizmu, magii rytualnej i innych pierwiastków. Bon nie został wyparty, podobnie jak bóstwa tej tradycji, które według przekazów Guru Rinpocze czyli legendarny nauczyciel Padmasambhawa ( "Zrodzony Z Lotosu" ) zjednał sobie i buddyzmowi określając je jako emanacje opiekuńcze - tertony, którymi są do dziś.

Bon i buddyzm tybetański we wszelkich swoich przejawach czy jest to mahajana, wadżrajana czy dzogczen to system wielce skomplikowany, powiązany z praktykami tantrycznymi. Jest metodą, która pomaga zrozumieć siebie i rzeczywistość w jej wielowymiarowości, co jasno określa jeden ze słynniejszych symboli tybetańskich - Sidpe Khorlo czyli kolo poziomów egzystencji. System ten to zbiór różnorodnych metod potrzebnych do "ujarzmiania pojazdu" jakim jest umysł ludzki.

W niejednoznacznym krajobrazie praktyk buddyjskich i bon, gdzie nad wszystkim wydaje się unosić przekaz: "wszystko ma i zarazem nie ma znaczenia", jedną z bardziej rudymentalnych spraw wydaje się być współpraca wewnętrznej jaźni człowieka z relację jaką stwarza ego jednostki z otoczeniem. Każdy posiada wewnętrzny potencjał, który może urzeczywistnić. Na najbardziej podstawowym planie jest to związane z praca z ciałem, z oddechem, jego wibracjami i połączeniem z lung - energią, która wszystko przenika.

Sakralna muzyka Tybetu, kraju którego mieszkańcy nazywają go Bod, Khałaczen albo Gangdżong co oznacza "Krainę śniegu" lub Sildandżong czyli "Kraj o zimnym ( lodowatym ) klimacie" jest swego rodzaju poziomem na którym manifestuje się czysta świadomość, odcięta od złudzeń i fałszywych relacji ze światem jakie generuje ego jednostki. Czysty poziom nie jest jednak poziomem myśli, odczuć, marzeń, wyobrażeń, tęsknot, skojarzeń. Te wszystkie środki naszej jaźni pojawiają się jakby obok. Tu jest też ukryty rdzeń tego jakim charakterem muzyka ta jest obdarzona. Z wierzchu na pewno aharmoniczna i atonalna, choć tworzona przy użyciu instrumentów, które posiadają kształt i są "muzyczne". Najważniejszym z szeregu instrumentów w muzyce Tybetu jest ludzki głos. Gardłowe śpiewy alikwotowe mnichów są odśpiewywane w trakcie praktyk mają zróżnicowaną melodykę, szybkość, natężenie środków wokalnych, posiadają wiele cech zaśpiewów chóralnych. Jeśli chodzi o osadzenie w charakterze etnicznym regionu mają one wiele wspólnego z zaśpiewami alikwotowymi, które są rozpowszechnione w całej Azji centralnej ( Syberia, Mongolia, Kirgizja, Tuwa, Buriacja ) i mają wiele odmian ( kargrya, khoomei ). W przypadku zaśpiewów chóralnych można powiedzieć że urzeczywistnia się tu faktycznie twierdzenie, że ograniczona uwarunkowaniami indywidualność nie istnieje jako coś czystego, a tylko na poziomie relatywnych powiązań. Te śpiewy nie brzmiałyby tak jak brzmią gdyby nie były śpiewane w grupie, a nawet śpiewane solo otwierają przestrzeń - jej wielość, mnogość, jednię w różnorodności.

Wśród instrumentów te najprostsze jakby przy okazji śpiewów medytacyjnych trzeba wyróżnić dril-bu ( pur-bu ) czyli podręczny dzwonek, najczęściej bogato zdobiony i damaru -obustronny bębenek zrobiony najczęściej z ludzkich czaszek bądź drewna. Damaru może być różnej wielkości od małych, które można podtrzymywać palcami i obracając wprawiać w ruch dwa sznureczki obciążone paciorkami i w ten sposób wydawać dźwięk. Jest to symbol uwarunkowanej egzystencji, dwóch prawd ( relatywnej i skończonej ), tego, że wszystko wraca stamtąd skąd przyszło. Dril-bu trzymany w lewej dłoni jest symbolem żeńskiej zasady mądrości ( dorje trzymane w prawej dłoni symbolizuje męską zasadę współczucia ).

Większe bębny zawieszane najczęściej u stropu gomp ( czyli świątyń ) nazywa się czasem dhan ( najczęściej w Nepalu, Bhutanie i Sikkimie ) i są one w prostej linii powiązane z ramowymi bębnami szamanów syberyjskich czy ajnuskim bębnem kaco.

Do wspólnych praktyk medytacyjnych w pomieszczeniach zamkniętych, a cześciej na zewnątrz używa się gjalingów - jest to rodzaj oboju na którym wygrywane są atonalne frazy. Gjalingi to instrumenty, których budowa zajmuje sporo czasu jako, że są one majstersztykiem sztuki zdobniczej - inkrustowane białym metalem bądź srebrem czy rzadziej złotem, często też szlachetnymi lub półszlachetnymi kamieniami. Inkrustacje nie są li tylko ozdobą -mają charakter symboliczny. Większy rodzaj instrumentów dętych to trąby d'ung zwane też karna ( wytrzymuje porównanie jeśli chodzi o sam charakter instrumentu z coraz rzadziej spotykaną trąbą karnaj z Uzbekistanu ). Od gjalingów różni je wielkość i wyraźniej basowy ton, który przez niewprawnych słuchaczy muzyki "medytacyjnej" i "new age" jest często mylony z australijskim didijeridoo. Skojarzenie nie pozbawione sensu, jednak pochodzenie i budowa obu instrumentów wyraźnie się różni.

Największymi jeśli chodzi o wymiary instrumentami są radongi - dochodzące do kilku metrów sygnałowe trombity, które najczęściej można usłyszeć rześkim rankiem na dziedzińcach gomp lub podczas świąt, w trakcie wykonywania tradycyjnych tańców czham.

Wszystkie tremola i wibrata instrumentów dętych nie mogą się obyć bez miarowych uderzeń talerzy rolmo, wykutych w kształcie naczyń i przez to specyficznie jak na talerze akustyczne brzmiących.

Oddzielne miejsce w galerii instrumentów tybetańskich mają znane ze swej nepalskiej handlowej nazwy "singing bowls" - misy tybetańskie. Prostota tych wykutych ze specjalnych stopów różnych metali bądź srebra mis jest wprost nieprawdopodobna. Należą one do rodziny dzwonów, pozbawionych serca i do tej samej rodziny należ choćby znane i u nas kuranty czy typy dzwonów spotykane w greckich Meteorach czy ten typ dzwonu jaki co roku dźwięczy w Hiroshimie w rocznicę zrzucenia bomby atomowej na to japońskie miasto.

Misy już swoją budową urzeczywistniają prawdę o pustce z której rodzi się wszystko, pustce której czysty potencjał może objawić wielość form. Pocierane pałeczką po obwodzie brzegu wydają niesamowicie przenikliwy dźwięk, który przenosi słuchacza tam gdzie jego samego już nie ma. Osoba słuchająca nie istnieje. Istnieje tylko dzięki relacji z tym co słyszy, a to, że powstaje poczucie oddzielenia, jednostkowości jest jedynie zasługą ego. Cisza jest tu sprawą niezwykle aktywną, sprowadza dźwięk do wymiaru naszej jaźni, do wymiaru nierozdzielenia.

Muzyka tybetańska jest inspiracją dla wielu twórców z Zachodu. Ta w czystej postaci, znana z nagrań terenowych była i jest obecna w muzyce minimalisty Philipa Glassa, który stworzył dźwiękowy obraz do biograficznego filmu "Kundun" poświęconego Dalajlamie czy w nagraniach free-etno-jazzmana Dona Cherry'ego ( płyta "The Sonet Recordings" )Warta uwagi jest również piękna w swej surowości muzyka do filmu "Die Salzmaenner von Tibet" Ulrike Koch opracowanej przez braci Stefana i Franka Wulf. Sam film jest bardzo interesującą próbą udokumentowania życia ludzi z północnej części Tybetu.

Właściwie trudno zliczyć jest odniesienia do muzyki Tybetu. Jej elementy w wersji zsamplowywanej obecne są w różnych odmianach muzyki relaksacyjnej, new age czy tzw. techno. W wersji bardziej twórczej echa tej muzyki są obecne w twórczości projektów związanych z nurtem muzyki postindustraialnej ( Nurse with Wound, Projekt Genesisa P'orridga z zajmującym się wszelkimi odcieniami "perkusyjności" różnorakich przedmiotów Z'evem aka Joelem Weiserem).

Comments

Popular Posts